Pomóż credit card
Wpłata
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ
Wybierz kwotę darowizny:
Wpłata
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ PRZY POMOCY BLIKA
1.Wybierz kwotę darowizny:
2.Wpisz kod i zapłać z blikiem:
Wpłata
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ PRZY POMOCY WIADOMOŚCI SMS
Jeśli kochasz zwierzęta, wyślij SMS o treści CENTAURUS (numer uzależniony jest od kwoty, którą chcesz wesprzeć naszą Fundację):
- pod numer 74444 (koszt 4,92 zł z VAT),
- pod numer 79799 (koszt 11,07 zł z VAT),
- pod numer 91979 (koszt 23,37 zł z VAT),
- pod numer 92579 (koszt 30, 75 zł z VAT).

Dziękujemy. Sprawdź, co dla Ciebie przygotowaliśmy.
POMÓŻ
PRZEKAŻ DAROWIZNE NA "Kaj"
paypal
Akcja robiona w ramach kampanii
Kochaj Mądrze
Dokonaj Darowizny z imieniem
Kaj
NA PKO BP

15 1020 5226 0000 6002 0220 0350

Fundacja Centaurus
ul. Wałbrzyska 6-8, 52-314 Wrocław

Możesz pomóc
Wyślij SMS

o treści Kaj

– pod numer 74444 (koszt 4,92 zł z VAT),
– pod numer 79799 (koszt 11,07 zł z VAT),
– pod numer 91979 (koszt 23,37 zł z VAT),
– pod numer 92579 (koszt 30, 75 zł z VAT).

Kaj
Nasza historia

16.10.2019

„Dzień dobry 🙂 dziś mijają 3 lata od kiedy adoptowałam Kaja. I gdybym mogła cofnąć się w czasie, decyzja byłaby niezmienna 🙂. Dziękuję za obdarowanie mnie zaufaniem i powierzenie w opiekę tego wspaniałego konia, który stał mi się najbliższym przyjacielem 🙂„.

Aktualizacja

Kaj w pełni zdrów pojechał do nowego domu adopcyjnego.

 

30.05.2016

Ponieważ Kaj nie jest jeszcze w pełni zdrów, i nadal musi przebywać w pensjonacie, gdzie jest pod indywidualną opieką, poszukujemy dla Kaja Wirtualnych Opiekunów.

 

16.05.2016

Spieszymy z najnowszymi informacjami o Kaju.

Po powrocie z kliniki Kaj pojechał do zaprzyjaźnionej stajni, gdzie ma zapewnioną indywidualną opiekę. Z zaleceń weterynarza musi ciągle stać na trocinach i jeść specjalistyczną karmę – trawokulki. Aby nie odnowiły się uszkodzenia przełyku. Uszkodzenia były ogromne, z każdym tygodniem jest tylko lepiej. Kaj już odzyskał swój charakterystyczny błysk w oku i pomalutku będzie miał wprowadzaną normalną paszę.

Kaj dziękuje za Wasze wsparcie!

 

15.02.2016

Mija mi już kolejny dzień w klinice dla koni. Zamiast normalnego jedzenia mam podpięte jakieś dziwne rurki, którymi sączy się to co podobno jest mi niezbędne. Nie jest tu fajnie. Co i rusz mnie ktoś bada i ogląda, nie dają mi spokoju. Pobiegać też mi nie dają, choć na to nie akurat nie mam ochoty, ani siły. Generalnie to nie mam ochoty na nic, bo boli mnie cała szyja. I płuca też mnie bolą. Cały jestem obolały. A chwilę temu stałem w pięknej stajni i szykowałem się na zawody. Jesteście ciekawi skąd się tu wziąłem ? To posłuchajcie…

Kilka lat wstecz uciekłem spod kosy. W wypadku samochodowym zginął mój kolega, ja ocalałem. Ponieważ po tym zdarzeniu miałem problemy z równowagą to pan, który chciał mnie wcześniej kupić – się wycofał, ale fundacja kupiła żebym nie skończył w rzeźni. I tak przez ostatnie 4 lata mieszkałem u nich, a po zakończeniu leczenia rozglądałem się za dobrą adopcją. Wariat byłem, bo młody byłem, to nikt mnie długo nie chciał. Ale zmężniałem, uspokoiłem się, minęło trochę czasu. W końcu latem zeszłego roku, gdy właśnie zacząłem pobierać pierwsze nauki pod siodłem – nadszedł ten, jak się wtedy wydawało, odpowiedni formularz adopcyjny i po załatwieniu wszystkich formalności pojechałem do nowego domu, który dała mi Natalia.

Ach, co ja tam miałem za życie! Codziennie smakołyki, przytulanie, koledzy i dobra opieka. I tak mieszkałem sobie w tej dobrej stajni i myślałem, że super sprawa takie życie! Aż kilka dni temu po zjedzeniu wysłodków coś złego zaczęło się dziać z moim przełykiem. Bolało bardzo i nie mogłem przełknąć śliny, wezwali doktora i zapadła cisza. Nikt nie wiedział co robić i nikt nie chciał chyba za mnie odpowiadać. Coś mówili o pieniądzach. Ale ponieważ było bardzo źle, fundacja wzięła sprawy w swoje ręce, musiałem pojechać na klinikę. Na szczęście.

Zniknęła Natalia, zniknęła dobrze znana stajnia. Z rozmów z osobami, które się mną zajmują wywnioskowałem, że Natalia nie będzie mnie leczyła na swój koszt – bo twierdzi, że jej na to nie stać. A przecież chwilę wcześniej podpisała umowę i zobowiązała się, do leczenia gdyby coś mi się stało. Nie rozumiem.. Miało być na dobre i na złe.. Chwilę wcześniej chciała mnie też zabierać na zawody – a to kosztuje i wpisowe i startowe, no to o co chodzi ? Tyle lat czekałem na swój wymarzony dom, bo słyszałem że jest wtedy ktoś, dla kogo jestem jeden jedyny i ten najważniejszy, a nie tak samo ważny jak cała reszta stada. I marchewki są wtedy wszystkie dla mnie, a nie do podziału z kolegami. Ponad 200 moich kolegów w adopcji, a ja musiałem właśnie tak trafić. Inne konie mają super opiekę, a adoptujący nawet nie myślą o pozbyciu się ich nawet gdy coś im dolega. To i ja byłem spokojny wchodząc do przyczepy.

Potem powiedzieli mi, że z kliniki wrócę do fundacji, bo Natalia podobno właśnie straciła pracę i już mnie nie chce. Znam to – już to przecież przerobiłem – nikt nie chce konia, którego trzeba leczyć. A jak opuszczę już klinikę to będę musiał mieć specjalną dietę, a to też będzie kosztowało. Łatwiej się mnie było pozbyć niż zapłacić za leczenie. Na szczęście moim właścicielem jest fundacja i Natalia nie mogła się mnie pozbyć inaczej. Kolejny raz wywinąłem się śmierci.

Ale tak do końca dobrze i tak nie jest. Koszty leczenia rosną z każdą godziną, całkowicie zniszczona śluzówka przełyku nie do końca się leczy jak wszyscy by sobie życzyli – nie wiadomo czy nie będzie konieczna operacja. W tym wszystkim jest chociaż jedna dobra wiadomość, dzięki antybiotykom wyciągnęli mnie z zachłystowego zapalenia płuc i odrobinę lepiej się czuję.

Dwa razy uciekłem śmierci, pierwszym razem to Wy ocaliliście mi życie, dziś znowu proszę o pomoc, tym razem w sfinansowaniu mojego kosztownego leczenia, bo już pierwsze dni przyniosły koszt kilku tysięcy złotych.

Aktualizacja

Kaj nadal przebywa w klinice koło Wrocławia. Koszty leczenia mogą sięgnąć zawrotnej kwoty 10 000, a po opuszczeniu kliniki koń przez wiele kolejnych miesięcy będzie musiał być na specjalnej diecie – szacunkowy koszt miesięcznego utrzymania Kaja to 1200-1500 zł. Zgodnie z zawartą umową fundacja będzie dochodziła na drodze sądowej zwrotu kosztów poniesionych na leczenie i rekonwalescencje Kaja, bo adoptująca nie wykazała nawet minimalnej chęci do partycypowania w kosztach. Porzuciła chorego konia uważając sprawę dla niej za zamkniętą. Nie mniej na dzień dzisiejszy priorytetem jest ratowanie życia Kaja, który nie może czekać z leczeniem na finał sprawy. Prosimy Was o pomoc w pokryciu leczenia, które jest dla niego jedynym ratunkiem.

Tym samym prosimy jednocześnie o wyrozumiałość, kiedy czytacie nasze umowy adopcyjne. Wielokrotnie ktoś informuje nas, że są zbyt restrykcyjne, albo ktoś inny upiera się przy tym, aby fundacja sprzedała konia. Sytuacje takie jak ta z Kajem są bardzo rzadkie, ale zdarzają się. To dla nich powstaje uniwersalna umowa. Pojawia się pytanie co by było, gdyby Kaj był koniem prywatnym ? Najpewniej nie prowadziłby teraz zbiórki na swoje leczenie, bo już dawno byłby na niebiańskich pastwiskach. Na szczęście fundacyjne konie na zawsze pozostają fundacyjne i czuwamy nad nimi czy na folwarku, czy w adopcjach. Jeśli kwoty są mniejsze, sami chętnie pomagamy adopcjom. Ale w obecnej sytuacji kwota za klinikę przerasta nasze możliwości. Dlatego zwracamy się do Was, w imieniu Kaja, z prośbą o pomoc.

 

czerwiec 2015

Kaj pojechał do domu adopcyjnego.

 

Aktualizacja

Kaj, urodzony 2009 roku, w typie szlachetnym. Koń przyuczony do podstawowych zabiegów pielęgnacyjnych. Koń drobny i nie wysoki, ok 160 cm w kłebie, będzie idealnym przyjacielem dla niedużej, lekkiej osoby.

Ujeżdżony, zna podstawowe chody.
Regularnie padokowany, werkowany, szczepiony i odrobaczany

 

25.06.2011

Kaj został ocalony. Bardzo dziękujemy za pomoc i serce jakie mu okazaliście. Teraz diagnostyka i kastracja.

 

 12.06.2011

16 maja. Kaj wraz z innymi końmi ciśnie się w samochodzie transportowym handlarza. Mijają właśnie Pniewy na trasie Poznań – Warszawa, kiedy nagle samochód zbacza z drogi i uderza z impetem w drzewo. Kierowca wychodzi z wypadku bez większego szwanku. Życie w wypadku traci gniady przyjaciel Kaja – koń stojący najbliżej kabiny kierowcy. Pęka mu żołądek. Ratunek przychodzi zbyt późno.

O wypadku można przeczytać na TEJ STRONIE>>>

Jeszcze tego samego dnia konie trafiają znowu pod Poznań, skąd zabiera je kolejny transport. Kajowi jednak nie powodzi się – w wypadku najpewniej ucierpiał kręgosłup 2 letniego Kaja. Klient wycofał się. Kto zechce młodego ogierka kalekę? Kaj stoi na ciężarówce, z trudem przestawia nogi mozolnie usiłując złapać równowagę, nerwowo zerka na nas jakby chciał zapytać co sie z nim dzieje i gdzie jedzie. Mimo kalectwa wspiął się dzielnie po stromym trapie ciężarówki naiwnie wierząc, że warto…

A po tym trapie idzie sie prostą drogą. Na rzeź. Ale mały Kaj o tym nie wiedział…

Jedni pytają czemu ratujemy konie chore, inni dlaczego te zdrowe. Odpowiedź zaś leży gdzieś po środku. Ratujemy te konie, których uderzenie o trap usłyszymy. Setki koni odjedzie nocą w ciszy, tam gdzie słychać tylko gromkie okrzyki i świst bata w mroku. My już nie pytamy, dlaczego ten a nie inny – kiedy patrzymy na Kaja wiemy, że ratujemy symbol. Symbol tych, których walenie o trap zostało zagłuszone o których nikt się nigdy nie dowiedział, zanim odeszły. Tych, których rżenia nikt nie usłyszał. Tych, których nie ma już wśród żywych.

Możecie pomóc ocalić Kaja – liczy się każda najmniejsza nawet pomoc. Jeśli uda się go wykupić, dołączy do stada 200 ocalonych przez nas koni, i otrzyma dożywocie w fundacji.

Życie Kaja warte jest 2700 zł. Mamy czas do 25 czerwca.

Jeśli zechcesz wspomóc Kaja – możesz dokonać wpłaty z tytułem „Dla Kaja”