Pomóż credit card
Wpłata
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ
Wybierz kwotę darowizny:
Wpłata
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ PRZY POMOCY BLIKA
1.Wybierz kwotę darowizny:
2.Wpisz kod i zapłać z blikiem:
Zapłać z Blikiem
Wpłata
PRZEKAŻ DAROWIZNĘ PRZY POMOCY WIADOMOŚCI SMS
Jeśli kochasz zwierzęta, wyślij SMS o treści CENTAURUS (numer uzależniony jest od kwoty, którą chcesz wesprzeć naszą Fundację):
- pod numer 74444 (koszt 4,92 zł z VAT),
- pod numer 79799 (koszt 11,07 zł z VAT),
- pod numer 91979 (koszt 23,37 zł z VAT),
- pod numer 92579 (koszt 30, 75 zł z VAT).

Dziękujemy. Sprawdź, co dla Ciebie przygotowaliśmy.
POMÓŻ
PRZEKAŻ DAROWIZNE NA "Psy Napoleona"
paypal
Akcja robiona w ramach kampanii
Kochaj Mądrze
Dokonaj Darowizny z imieniem
Psy Napoleona
NA PKO BP

15 1020 5226 0000 6002 0220 0350

Fundacja Centaurus
ul. Wałbrzyska 6-8, 52-314 Wrocław

Możesz pomóc
Wyślij SMS

o treści Psy Napoleona

– pod numer 74444 (koszt 4,92 zł z VAT),
– pod numer 79799 (koszt 11,07 zł z VAT),
– pod numer 91979 (koszt 23,37 zł z VAT),
– pod numer 92579 (koszt 30, 75 zł z VAT).

Psy Napoleona
Nasza historia

Aktualizacja

Kochani! Z całego serca dziękujemy w imieniu naszych pazurkowych rezydentów. Choć każdy z nich czeka na swój kochający dom, nadal nie ma chętnych.

Dzięki Wam psiak i kociaki mają zapewnioną pełną opiekę weterynaryjną, udało się spłacić zaległe faktury, zakupić specjalistyczną karmę, leki na odrobaczenia, szczepienia.

Zachęcamy do podarowania domów psiakom – nie tylko tym, które znajdziecie w naszym dziale „do adopcji realnej„, ale również zwierzaki w adopcjach wirtualnych czekają na swoje kochające domy adopcyjne: TU I TUTAJ.

 

Apel

„Dla swojego psa każdy jest Napoleonem. To powód nieustającej popularności psów” powiedział kiedyś Aldous Huxley. Co jednak oznacza popularność i jaka jest ta nasza miłość? Ty jesteś Napoleonem – a kim Twój pies jest dla Ciebie? Nasza fundacja pełna jest napoleońskich psów. Stare, chore, kalekie, powykrzywiane, wszystkie „popularne” – jak papierosy o tej nazwie za czasów PRL. Jeden pies Napoleona biegał po wsi na trzech łapach, bo czwartą gdzieś urwał. Weterynarza nikt nie wezwał, bo to kosztuje. A wiadomo, że na to nikt nie ma. Drugi pies Napoleona siedział zwinięty w kłębek w rogu stodoły za stertą żelastwa, a kiedy go zabieraliśmy w srogą zimę z nakazem policji, trząsł się chyba bardziej z przerażenia, niż mimo wszystko z zimna. A czemu siedział? Bo dużo wcześniej stracił wzrok z niedożywienia. Gdyby nie to, pewnie by uciekł za horyzont od swego Napoleona. A może nie. 

Trzeci, to matka hodowlana, taka co rodziła szczeniaki. Pomyślisz, że jej Napoleon prowadził nielegalną hodowlę. Nie, nie prowadził i nie sprzedawał szczeniaków za 150 zł pod sklepem. Dalej, za tym samym sklepem, była piaszczysta ścieżka prowadząca do lokalnego jeziora. Kundli się nie sprzedaje, kundle giną często w odmętach. Nawet te napoleońskie. Czwarty pies napoleoński, który był tak bity przez swego Pana metalowym narzędziem, że pękły mu kości – trafił w ostatniej chwili na klinikę, i nigdy nie wrócił do właściciela, który doczekał się wyroku. Piąty, ze śrutem, był ofiarą napoleońskiego polowania. Wstyd było się przyznać, więc wyrzucono go z auta na ulicę niedaleko, w innej wsi. Pech chciał, że napoleońskie psy wracają do swych Panów. 

Nasza zagroda, hoteliki, folwark – pełne są napoleońskich psów. W adopcje nikt ich nie chce, bo są już wiekowe lub kalekie. To i ich popularność ich spada. Choć nie dajmy się zwieźć – ich serce jest ogromne, i kochałyby nas przeogromnie. Ale mnożą się problemy – a bo pies napoleoński sika czasem częściej, a czasem słabiej widzi świat, choć oczy ma wielkie i czarne jak dwa węgle.

Bywa, że już z Tobą nie pobiega, bo brak mu jednej nogi, lub trzeba mu specjalnie gotować, bo po karmie sklepowej trzeba na sygnale jechać na weterynarie. Tak naprawdę, powiedzmy to jasno, nikt takich psów nie chce. Od nich pękają w szwach schroniska. Od nich pęka i nasze.  

Centaurus uratował już prawie 1000 psów, nie licząc ponad 1100 koni i tysięcy innych zwierząt. Nie dajemy rady ratować więcej, doszliśmy do ściany, za którą zaczynamy odmawiać. Zbudowaliśmy, przez 15 lat potężną infrastrukturę dla koni. Prowadzimy 4 ośrodki, w tym potężny rezerwat. Na stałe opiekujemy się 500 końmi. To największy azyl w Europie. Brzmi dumnie, a tak naprawdę to ogromne obciążenie i jeszcze większa odpowiedzialność. Psy zawsze były „przy okazji”, bo wszystkie zwierzęta są nam równie bliskie. Stąd mamy na liście uratowanych świnie, osły, lamy, kozy, żółwie, lisy, krowy, koty, nutrie i inne. Bo miłość nie selekcjonuje wedle gatunku. 

Ile razy ktoś dzwonił, słyszeliśmy „czym jest pies i koszty z nim związane w porównaniu z koniem, których macie kilkaset na utrzymaniu”. No fakt, jeden pies jest niezauważalny w utrzymaniu. A my nigdy nie odmawialiśmy. Głupio nam był zbierać fundusze na psy, bo są większe schroniska, które bardziej potrzebują. Pamiętam, jak ze schroniska we Wrocławiu wyciągnęliśmy Nera – mieszkał ze swoim Panem na działkach koło Odry w wozie drzymały. Była noc, wybuchł pożar na działkach. Pan psa uratował, ale sam przekroczył granice nieba, za psa. Taki prawdziwy Napoleon. Choć był Nero stary i chory, nikt w schronisku nie odważył się go poddać eutanazji, bo człowiek oddał za niego życie. Dożył z nami stary Nero swych dni, wiele lat później. Potem był Karmelek, Księżniczka, Ptysio, Baton i mnóstwo innych czterech łap. Mijały dni, miesiące, lata. Dziesiątki przechodziły w setki, a nam serce miękło, bo widzieliśmy tej psiej krzywdy więcej i więcej. A mówią, że twardnieje. Mylą się. 

Katowany Misio:

Misio znalazł cudowny dom:

Kiedy zaczynaliśmy, byliśmy młodzi, pełni werwy i wiary w cuda. Nie, nie przestaliśmy w nie wierzyć. Nie jesteśmy już tacy młodzi, werwy jeszcze mamy zapas na trochę lat działania. Inaczej dawno porzucilibyśmy to, co robimy, Ale dziś wyrośliśmy z wieku studenckiego. Dziś mamy dzieci, pozostawaliśmy dziadkami, a nasze włosy przeplotła siwizna. Gdy zaczynaliśmy, nikt z nas nie znał facebooka, a portale internetowe dopiero startowały. W każdym domu na stole piętrzyły się papierowe gazety i cukier w kostkach obok powideł z agrestu. Mięsny był na każdym roku we wsi czy dzielnicy miasta. Dziś nawet na wsiach, jak grzyby po deszczu, wyrastają sklepy ze zdrową żywnością i restauracje wegańskie. Świat obnosi się ze swoją miłością do świata zwierząt bardziej niż kiedykolwiek – powstają tysiące organizacji, kampanii na tramwajach, z billboardów krzyczą o miłosierdziu celebryci, wiwatujemy na wieści o kolejnych sukcesach legislacyjnych. A mimo to psów Napoleona też przybywa jak grzybów po deszczu, jakby to niewiele zmieniło dla nich.  

W minionym tygodniu dostaliśmy 13 próśb o pomoc. W sprawie psa. Pomogliśmy tylko dwóm z brzegu, bo nie sposób było wybrać. W przeciągu miesiąca trafiło do nas prawie 30 kolejnych psiaków. Mimo, ze chwilę temu kupiliśmy im piękne, nowe drewniane kojce  – one są już dawno zapełnione. Musimy wybierać teraz – albo wybieg dla starych koni, albo miejsce na kojce dla starych psów. A gdzie koty, świnki, owce, osły. Chcemy jasno powiedzieć, że mimo ogromnej chęci i determinacji – poddaliśmy się. Daliśmy ogłoszenie o domach tymczasowych, ale znalazło się tylko kilka. Po prostu nie damy rady dalej.  

Jedni mówią, że zwierzęta mają duszę. Inni, że to bez znaczenia. Gucio wpatruje się w obiektyw wielkimi, przerażonymi oczyma. Kiedy podchodzimy bliżej, przypada tak blisko ziemi, jakby chciał się z nią scalić, a łapki rozjeżdżają mu się na boki. Cały się trzęsie. On był jednym z ostatnich psów Napoleona, które mogliśmy przyjąć.

A raczej nie mogliśmy, ale rozciągnęliśmy się jak z gumy – i wzięliśmy. Teraz stoimy w miejscu, gdzie wiemy, że trzeba dorosnąć. Nie stać nas już na hoteliki dla psów, tym bardziej że te dla staruszków z karmą i rehabilitacją to wydatek 600 – 800 zł miesięcznie albo więcej. U siebie nie mamy już miejsca na chore psiaki, ani skrawka ziemi, który możemy im podarować – bo zabierzemy go koniom, którym już i tak trochę uszczknęliśmy. Kojce to również ogromny koszt, około 2400 zł jeden. Karma dla staruszków to 150 – 200 zł miesięcznie, do tego ciągłe wizyty u weterynarza, suplementy. Bo o nasze zwierzęta dbamy najlepiej jak potrafimy, nie uznajemy półśrodków.     

Teraz, kiedy pisze ten tekst, widzę za oknem starego, małego rudego psiaka. Myślę sobie – kolejny pies jakiegoś Napoleona. Sąsiedzi mówią, że błąka się tutaj od kilku dni wieczorami, kulawy i z guzem. Mam małe dziecko, więc już rzadziej wieczorami wypatruję bezdomniaków. Rachunki za te chwile emocjonalnej słabości piętrzą się na biurku, płacić trzeba, choć za chwilę będzie trzeba wybierać, albo obniżyć poziom utrzymania wszystkich zwierząt. Teraz przyszedł czas na odrobaczenie koni – 40 000 zł. Faktura goni fakturę. Wypatruję jednym okiem rudzielca, stawiam mu miskę. Ale cóż zrobię, kiedy podejdzie? Jakoś go złapać, i zabrać do weterynarza, czy zostawić mu pełną miskę i w czasie bezsennej ciemnej nocy powtarzać sobie, że to wszystko co mogę dla niego zrobić, że świata nie zbawimy..

Musimy kupić karmę, dużo, ogromny zapas. Mamy też miejsce w jednym z budynków, gdzie moglibyśmy trzymać psiaki stare i schorowane, tylko trzeba im to wszystko wyremontować i naprawić dach, zrobić opierzenie, bo dachówki były tylko przełożone kilka lat temu. Zmieści się tam około 30 – 40 psów. Musimy zapłacić zalegle faktury u weterynarzy, potrzebne są fundusze na hoteliki, na zakup kilkunastu kojców.    

Tak, duzi też mają problemy. Bo duzi też są duzi, bo mają miękkie serce. Zawsze myśleliśmy, że jak jesteśmy najwięksi, to wstydem będzie poprosić o pomoc. Swego czasu, w 2011 roku pod Warszawą nasz ośrodek mieścił się obok handlarza końmi na rzeź. Wielokrotnie mijałam go jadąc samochodem, i każdy ten raz kończył się zakupem koni, które właśnie ładowano. Handlarz był znany z tego, że nabywał najgorsze przypadki. I tak zakupiliśmy, z funduszy na czarną godzinę oraz naszych prywatnych, przeszło 200 koni w ciągu 365 dni. Bez ani jednej zbiórki i wiadomości w mediach. Nasi cisi bohaterowie. To dla tych 200 koni, samych kalekich, kupiliśmy chwilę potem nasz obecny Zwierzęcy Folwark.   

Ten tekst jest o pomaganiu. Jest o Napoleonach, trochę o ludzkiej obojętności, ale też o ogromnym sercu – bo to wszystko, co istnieje, jest dzięki Wam. Nie wyobrażamy sobie przestać pomagać. Ale jesteście nam potrzebni bardziej niż kiedykolwiek, bo toniemy. Bardziej, szybciej i dosadniej niż w czasie powodzi w 97 roku.

W minionym roku wzięliśmy pod opiekę ponad 100 koni i setkę psów, oraz setki kolejnych innych zwierząt. W tym po prostu zaciskami nocami pięści, chowamy niemoc pod poduszkę, a pod siwiejącymi włosami ukrywamy burzę myśli. Nasze konie mają rezerwat. Nasze psy nie mają swego miejsca. Jeśli go nie znajdziemy, i nie pokryjemy faktur oraz nie zakupimy karmy, oficjalnie musimy zaprzestać przyjmowania psów i kotowatych.  

 

Niewątpliwie, Internauto, jeśli dotarłeś aż tutaj ze mną – jesteś inny, niż byli właściciele setek naszych psów i zapewne darzysz swego psa miłością i szacunkiem. Zapewne masz psa, który wygrzewa się na Twoich kolanach wieczorami, lub – jeśli jest tak wielki, że się na ich nie mieści – ma wygodny koc lub posłanie i miski pełne smakołyków. Naszym psom zdarza się piękne posłanie, staramy się zapewnić staruszkom i chorym wszystko, co w naszej mocy. Ale w materialistycznym świecie moc to też fundusze. Próbowaliśmy zapłacić miłością za ostatnie rachunki – bank nie zaakceptował waluty.    

Dlatego prosimy, błagamy – bądź z naszymi psami, bądź ich prawdziwym Napoleonem. One często nie mają niczego w życiu, oprócz skrawka koca i głowy pełnej marzeń i trosk. My nie mamy żadnych dotacji ani możliwości, aby zbudować im „miejsce” na poddaszu, ani opłacić leczenie. Mamy tylko Ciebie. One mają.

To jak? Zostaniesz ich prawdziwym Napoleonem?

Ale jeśli nie chcesz, nie musisz być Napoleonem. Po tym tekście może się Napoleon źle kojarzyć. Bądź może po prostu Człowiekiem, dla nich. Zanim wiele rudych psiaków błąkających się pod naszymi domami pochłonie noc, w swoją największą ciszę. I odejdą we własnej niemocy, być może w noc, kiedy w najbliższym mieście dudnić będą dźwięki szamańskiej muzyki na imprezie promującej wegetarianizm. Idee są wspaniałe, i zmieniają świat dla kolejnych pokoleń, aby żyło im się lepiej. Ale życie to też tu i teraz. Życie to rudy pies z guzem i chorą łapką biegający po wsi, o którym kolejne pokolenia nigdy nie usłyszą. Za każdą pomoc badzo dziękujemy!