Jula
Wschód Polski.
Prawie granica.
Inny świat tak trochę.
Strasznie tu zimno w sobotni poranek.
Trochę jakbyśmy cofnęli się w czasie.
Norbert zapina kurtkę i zakłada rękawiczki.
Jest 5 nad ranem i jeszcze zupełnie ciemno, gdy to piszę.
Tylko nieliczne latarnie na głównej ulicy dają trochę światła.
Przekaż darowiznę przy pomocy
karty kredytowej

15 1020 5226 0000 6002 0220 0350
Fundacja Centaurus
ul. Wałbrzyska 6-8, 52-314 Wrocław
o treści JULA
pod numer 74444 (koszt 4,92 zł z VAT)
pod numer 79799 (koszt 11,07 zł z VAT)
pod numer 91979 (koszt 23.37 zł z VAT)
pod numer 92579 (koszt 30,75 z VAT)
Wschód Polski.
Prawie granica.
Inny świat tak trochę.
Strasznie tu zimno w sobotni poranek.
Trochę jakbyśmy cofnęli się w czasie.
Norbert zapina kurtkę i zakłada rękawiczki.
Jest 5 nad ranem i jeszcze zupełnie ciemno, gdy to piszę.
Tylko nieliczne latarnie na głównej ulicy dają trochę światła.
Mała wioska z kolorowymi domkami. Takie drewniane okiennice i szpiczaste płoty ze starej deski.
Przyjechaliśmy, bo tu na miejscu odbywa się dziś nielegalny spęd. Spęd koni, no i innych zwierząt.
Nielegalny, acz trochę legalny.
Nikt tego nie uregulował.
Nie ma takiego pojęcia w prawie.
Tu nikt niczego w ogóle nie reguluje.
Ludzie robią co chcą na prywatnym, ogromnym podwórzu.
Ktoś sprzedaje bułki, takie z tacki, wszyscy biorą rękoma, przebierają. Pomarszczona babuleńka tylko dokłada, pewnie piekła całą noc.
Obok niej grill się dopiero rozpada, mężczyzna włącza magnetofon. Kiełbasy wrzucone na ruszt, z głośników leci cicho disco polo.
Rozgrzewam dłonie, wdycham zimne powietrze i strach. Mnóstwo zwierząt stłoczonych w różnych miejscach z oczami wypełnionymi przerażeniem. Od tych małych, po te wielkie.
Rozdzielamy się z Norbertem i z Saszą.
.jpeg)
Kury, kaczki, króliki.
Powciskane gdzie się da.
Oglądamy to na tylu targach, jakby wszyscy założyli, że one nie czują.
Bo niby jak..
Mijam dwie rosłe krowy i mężczyznę ze starymi, skórzanymi pamiątkami.
Co kilka metrów ktoś pijany przeciska się i coś krzyczy.
Nagle dostrzegam zbiegowisko i Norberta, jak stoi nieco wyżej na jakimś wzniesieniu i dyskutuje z drugim mężczyzną.
Wywiązała się szarpanina, ktoś poznał naszego Norbiego..
Podchodzę bliżej i obserwuję z dystansu.
To prywatny teren, mogą wyrzucić nas wszystkich w minutę.
„Co Pan tak szarpie tego konia!” krzyczy Norbert i odpycha rumianego, zarośniętego gospodarza w puchowej czapce od starego żuka.
.jpeg)
Z żuka drugi mężczyzna wyciąga na siłę klacz, trochę większą niż kuc.
Ta z szeroko otwartymi zapiera się z całej swojej mocy, ale dwóch na jednego - i mała w końcu się poddaje.
Wypada na bruk, przednie nogi tracą równowagę i kucynka uderza głową o beton.
Tak rzadko słyszę, jak koń kwiczy..
Norbert robi się czerwony, już wiem, że to na tyle dla nas.
Kilku mężczyzn dołącza do awantury.
Klacz leży i nie wstaje.
Podchodzę do niej, ale gospodarz trzyma ją na grubej linie.
„Źrebna? I kopiesz? Ty gnoju!” słyszę co drugie słowo jakie wykrzykuje Norbert.
„Ile za nią?” przerywam gospodarzowi stos wyzwisk, udając że z Norbertem nie mam nic wspólnego.
.jpeg)
5000 zł.
Tyle żąda mężczyzna.
Szukam po kieszeniach.
„Dam Panu co mam, i te 5000 zł” mówię i podaję 300 zł, wszystko co miałam w kieszeni i ze sobą.
Gospodarz spluwa na ziemię.
Patrzy na Norberta i rzuca „widzi Pan?! Tak się robi interesy, jak ta Pani”.
Ustalam z handlarzem czas do kolejnego poniedziałku.
Błagam by schował klacz.
Jest w 7 miesiącu.
Za moment urodzi.
Gospodarz szarpie za linę, dwóch innych pomaga mu podnieść konia.
Wciągają ją na żuka.
Wiem, że gdybym nie dała tych 300, wciągnęliby ją gdzie indziej.
Patrzę kątem oka, jak dwóch mężczyzn wyprowadza Norberta z targu.
On tylko delikatnie dla niepoznaki unosi dłoń.
I staje przy drewnianym płocie.
.jpeg)
Umawiam się z handlarzem, że pojadę za nim. I że dziś dam mu 1000 zł.
A resztę do końca tygodnia.
Żuk wytacza się przez bramę.
Norbert kładzie się na tylnym siedzeniu, aby nikt go nie widział.
Nie widzę Saszy i nie odbiera telefonu, więc jedziemy bez niego.
Mijamy kilka wsi.
Już dawno świta.
Myślę nad imieniem.
No bo przecież nie odpuścimy teraz tej małej.
Jula.
Nazywam ją Jula.
.jpeg)
Naciskam hamulec.
Parkuje przed chyba średniowieczną oborą z czerwonej cegły.
Gdy wchodzę na podwórze, Jula schodzi po trapie i rozgląda się wkoło swoimi wielkimi oczyma.
Gospodarz zdejmuje grube rękawice i uwiązuje ją do baniaka na wodę.
„Robi Pani sobie te zdjęcia, te dla znajomych, co kuca szukają, bo ja robotę mam” rzuca do mnie krótko.
Witaj więc, mój znajomy, który szukasz kuca.
Musiałam Cię w to wkręcić.
Musiałam wymyślić historię.
Gdy robię kilka ujęć, podchmielony pracownik przychodzi i mówiąc „panienka się odsunie, co?! Zabieram to ścierwo, pan kazał” odwiązuje Julkę i szarpiąc bez potrzeby prowadzi ją do obory.
Podchodzę do samochodu, gdzie Norbert nakryty kocem siedzi na tylnym fotelu.
Gdyby go zobaczyli, nikt by ze mną tu nie rozmawiał.
.jpeg)
Rozgrzewam dłonie, bo chociaż jest już całkiem jasno, to zimę czuć w powietrzu.
Klikam.
Załączam zdjęcie Julki.
I proszę, jeśli tylko możesz, puść to w świat w ten listopadowy, chłodny dzień.
I ubiją.
I ją, i tego malucha, którego nosi pod sercem.
Spisaliśmy umowę na zakup Juli, zabezpieczyliśmy ją zadatkiem przekazanym od Was. Dziękujemy
Do czwartku, 30 listopada musimy dopłacić resztę jej życie.
.jpeg)
Fundacja Centaurus
ul. Wałbrzyska 6-8
52-314 Wrocław
PKO BP 15 1020 5226 0000 6002 0220 0350
Dla wpłat zza granicy
Swift/Bic: BPKOPLPW
IBAN: PL15102052260000600202200350
PKO BP Odział I we Wrocławiu
ul. Wita Stwosza 33/35
50-901 Wrocław
Dla wpłat za granicy i wpłat stałych (Raiffeisen Bank):
PL36 1750 1064 0000 0000 2257 6747 (wpłaty w PLN)
PL17 1750 1064 0000 0000 2257 6798 (wpłaty w EUR)
Konto Klub Centaurusa
13 1020 5226 0000 6302 0398 3293